Ciekawy tekst Darka Zygmańskiego na temat premii COVID i podatków.
Uboczne skutki wypłaty premii
Wypłata w ostanich dniach premii wynegocjowanej przez związki zawodowe (we Wrocławiu), stała się (nie pierwszy zreszta raz), polem do spekulacji i źródłem wielu komentarzy pracowników.
Zapewne mniej by było oburzenia pracowników, gdyby ta premia została wypłacona razem z pensją.
Po prostu, nie było by wtedy tak jasno widać, ile w formie podatku i innych opłat każdy z nas odprowadza od kazdej zarobionej złotówki.
Przyznam, że nie jestem specjalnie zdziwiony zachowaniem pracowników, zwłaszcza gdy oficjalna propaganda w mediach trąbi, że nasza kochana władza dba o obywateli i obniża podatki, aby tylko nam się lepiej żyło.
Ba, spotkałem nawet takich, co uwierzyli w tą propagandę o obniżaniu podatków.
Ciekawe, że to właśnie takie osoby doszukują się tu spisku pracodawcy (i związków zawodowych), który w efekcie ma doprowadzić do zabrania pracownikom pieniędzy.
Jedną z takich ciekawych teorii, jest ta, że gdyby ta premia wypłacona została razem z wynagrodzeniem, to wypłata dla pracownika była by wyższa.
Na razie okazało się, że tak zupełnie przypadkiem, pracownicy otrzymali bezpłatną lekcję ekonomii, choć po reakcji pracowników widać, że lekcja jednak bezpłatna nie była.
Ale do rzeczy. Wielu z nas zupełnie nie zdaje sobie sprawy, jakie składki (nie tylko podatki), obciążają wynagrodzenie pracownika.
Weźmy zatem na przykładzie 3000zł rozpiszmy je wszystkie elementy.
Od tej kwoty pracownik „odprowadzi”
- ubezpieczenie emerytalne – 9,76%
- ubezpieczenie rentowe – 1,5%
- ubezpieczenie chorobowe – 2,45%
- ubezpieczenie zdrowotne – 9,0%
- podatek (zwykle) – 12%, lub 32% w przypadku drugiego progu podatkowego.
- należy również pamiętać o zajęciach komormniczych, składkach na PPK, składkach związkowych, składkach płaconych do PKZP.
Czy to wszystko? W zasadzie tak, choć pamiętajmy że to nie są wszystkie opłaty związane z wypłatą tych 3000zł.
Co zatem jeszcze.
Otóż, pracodawca musi od tych kwot odprowadzić jeszcze:
- ubezpieczenie emerytalne – 9,76%
- ubezpieczenie rentowe – 6,5%
- ubezpieczenie wypadkowe – 1,67% (tu mogą być drobne różnice)
- składka na fundusz pracy – 2,45%
- fundusz gwarantowanych świadczeń pracowniczych – 0,1%
Daje to razem 20,48%.
Czyli do tych „naszych” 3000zł, pracodawca dopłacił 614,4zł.
Podsumowując, z premii w wysokości 3000, pracownik musiał, oddać
na wstępie około 960zł, a pracodawca dołożył jeszcze około 615 zł,
czyli razem państwo zgarnęło tak plus minus, nic nie robiąc 1600 zł.
Proste i sprawiedliwe?
No cóż, może proste, choć nie do końca, ale ze sprawiedliwością nie ma to nic wspólnego.
Choć przyznam, taką lekcje powinni w Polsce dostać wszyscy pracownicy.
Może co niektórzy zaczęli by myśleć wybierając się na wybory.
To wszystko dotyczy oczywiście podatków, które płacimy na wstępie, czyli wtedy, kiedy otrzymujemy wynagrodzenie. Musimy pamiętać, że dokonując jakichkolwiek zakupów, oczywiście, bo jakże inaczej, musimy zapłacić podatek.
Są to różne VATy i akcyzy. Co ciekawe, o czym nie każdy pamięta, jak coś kupimy a potem wpadnie nam do łba durny pomysł, żeby to sprzedać, to też fiskus nas przypilnuje, czy aby na pewno zapłaciliśmy podatek, tym razem od wzbogacenia, choć w tym przypadku mam wątpliwości, czy się wzbogaciliśmy, ale za to jak ładnie brzmi.
Skoro już „ruszyłem temat podatków, to warto zastanowić się, czemu, jeśli to my zarabiamy pieniądze, to musimy, chcemy czy też nie, „podzielić” się z państwem, lub innym chętnym do zagospodarowania naszej kasy.
Czy podatki to nowy wynalazek, czy też może jest to pomysł stary jak ludzkość?
Okazuje się, że podatki/daniny zaczęto ściągać wcześniej, niż wynaleziono pismo.
Początkowo system ten był w miarę prosty.
Na przykład w starożytnym Egipcie rolnik płacił daninę w zależności od wielkości pola, co jest w zasadzie zrozumiałe, oraz od poziomu wody w Nilu, co już takie zrozumiałe nie jest.
Rzymianie w okresie republiki mieli dość prosty system. Płacono 1% rocznie od wartości posiadanego majątku.
W sytuacjach nadzwyczajnych, można było ten podatek podnieść do 3%.
To że władcy zawsze mieli za mało cudzej kasy, spowodowało wysyp twórczej innowacyjności rządzących w wymyślaniu różnych opłat i danin.
Tak im zresztą zostało do dnia dzisiejszego.
Ale wracając do Rzymu, warto wiedzieć, że powiedzenie że pieniądz
nie śmierdzi, wzięło się również z podatków a w zasadzie podatku od .... publicznych toalet.
Otóż, podobno, cesarz Wespazjan, który to taki podatek wprowadził, krytykowany przez swojego syna Tytusa, że zajmuje się gównianą sprawą, podsunął mu pod nos stos monet, i zapytał, czy te pieniądze śmierdzą.
Nie śmierdziały chyba.
Warto wiedzieć, że słowo fiskus powstało ze słowa fiscus, jak nazywano skrzyneczkę w której Oktawian August trzymał prywatną kasę.
Jako, że często w wyniku, delikatnie mówiąc, dużych potrzeb cesarza, w skrzyneczce widać było dno, więc Oktawian realizował się w wymyślaniu sposobów, jak tą skrzyneczkę zapełnić. A że wyobraźnię miał dużą, więc szło mu w tej dziedzinie całkiem dobrze.
Aby nie być gołosłownym, to jednym z wielu pomysłów na łupienie
poddanych, był pomysł, aby opodatkować bezdzietnych, oraz zabronić takim obywatelom dziedziczenia majątków.
Oczywiście, majątki te przechodziły na własność cesarza, bo jakże inaczej.
Jak więc widzimy, podatek tak zwany „bykowy”, który funkcjonował w pewnymokresie PRLu (i który co jakiś czas pojawia się w głowach współcześnie rządzących), był tylko powieleniem starych pomysłów a nie oryginalną „twórczością” komunistów.
Oni zresztą w swoich pomysłach często korzystali z bogatych zasobów ludzkości, twórczo je tylko modyfikując do swoich potrzeb, co trzeba przyznać, trwa do dziś.
Wracając do „radosnej twórczości” różnych władców w dziedzinie łupienia poddanych, to następnym innowatorem w tej dziedzinie był cesarz Kaligula.
Ten wymyślił, zresztą zupełnie słusznie, że skoro w świecie jedynie pewne są śmierć i podatki, .............opodatkował umarłych.
Cesarz po prostu unieważnił wszystkie testamenty, jednocześnie czyniąc siebie jedynym spadkobiercą.
Warto wiedzieć, że podatki miały też zupełnie nieprzewidziane konsekwencje.Powinniśmy pamiętać że św. Józef, wraz z brzemienną Maryją udali się w drogę do rodzinnego miasta z powodu spisu ludności, który to był zarządzony po to właśnie, aby ustalić spis podatników.
Konsekwencje znamy i odczuwamy wszyscy do dziś.
Idąc dalej, kolejnym cesarzem, z nowatorskim podejściem do podatków, był Neron.
Otóż po wielkim pożarze Rzymu, którego sprawcą jak twierdzą złośliwi, był onsam, potrzebował kasy na realizację swojej świetlanej wizji wiecznego miasta.Jako, że kasa nawet takiej osobistości nie była niewyczerpana, trzeba było wymyślić sposób na jej zdobycie. Oczywiście, jak się zapewne już domyślacie, trzeba było złupić poddanych, więc Neron wymyślił nowe podatki.Ówczesnym zwyczajem było, że wyzwoleniec zapisywał swojemu panu w testamencie połowę majątku.
Neron doszedł do wniosku, że jeśli nosi on nazwisko sugerujące powiązanie zcesarzami, to on te pieniądze przygarnie. A że były to nazwiska popularne w Rzymie, więc potencjalnych podatników było całkiem sporo.
Neron również podszedł twórczo do dokonań swoich poprzedników i kreatywnie rozwinął pomysł Kaliguli, czyli pomysł dobrania się do pieniędzy nieboszczyków, czyli po prostu przejmowania spadków.
Bogatym patrycjuszom tak się ten pomysł spodobał, że jeszcze za życia przepisali połowę majątków cesarzowi.
W końcu lepiej zachować życie i połowę majątku, bo często bywało, że Neronnie lubił czekać, a gdy się zbyt mocno zniecierpliwił, przystępował do realizacjitestamentu, zaczynając od uśmiercenia zbyt długo ociągającego się spadkodawcy.
Ale przejdźmy dalej. W okresie średniowiecza, rządzący doprowadzili pobór podatku do rozkwitu, choć finezji Rzymskich cesarzy już to nie było widać.
Po prostu, nie bawiąc się w detale, opodatkowano wszystkich, czyli
wprowadzono tak zwane pogłowne, czyli prosto mówiąc, podatek płacony od łebka.
Oczywiście, przywleczono również z cesarskich prowincji dziesięcinę, która rozpowszechniła się równie szybko jak „czarna śmierć” przywleczona z Italii. Nie był to koniec pomysłów na robienie kasy przez rządzących.
Szybko opodatkowano środki produkcji, wprowadzając podatek poradlny i powołowy.
Czyli podatki od posiadania radła i woła, które służyły do orania ziemi a pamiętajmy, radło było ówczesnym szczytem techniki.
To jeszcze nie koniec.
Wprowadzono podatek od kominów, czyli podymny, comiało nieoczekiwane skutki, bo doprowadziło do „wynalezienia” przez kreatywnych chłopów tak zwanej kurnej chaty, czyli domu bez komina.
Może komfort mieszkańców nieco ucierpiał, ale dało to jak by nie patrzeć nieco oszczędności na podatkach.
Do tego dochodziły jeszcze podatki w naturze, które poddani musieli znosić aby utrzymać swoich władców. Bo książę nie chciał siedzieć w swoim zamku, tylko szlajał się jak ten głupi po swoich włościach, za co oczywiście poddani musieli zapłacić.
Tak dla przykładu, Leszek Czarny, który miał w zwyczaju gościć u swych
poddanych, domagał się latem jednej krowy i dwóch owiec. W zimie zaś zadowalał się tylko dwoma wieprzami, trzydziestoma jajami i drobiazgiem w postaci pół korca grochu i jęczmienia.
Oczywiście to była danina za każdy jeden dzień pobytu księcia w „gościach”. Jako że nie wszyscy rozumieli potrzeby rządzących i bywali obywatele którzy nie chcieli dobrowolnie podzielić się majątkiem z władzą, wprowadzili oni tak
zwane środki przymusu (całkiem zresztą jak to mamy dziś).
Przykładowy edykt podatkowy w ówczesnej Europie brzmiał: „Pozwalamy wójtowi i ławnikom w razie potrzeby użyć przy poborze przymusu, to jest: wyłamywać drzwi, rozbijać skrzynie, okna i zamki, imać ludzi na targu, po ulicach i domach”.
Jak widać, już wtedy unikający podatków nie mieli łatwo. Dziś jest trochę lepiej, bo z rozbijaniem drzwi, służby muszą się wstrzymać w godzinach od 22do 6 rano. Reszta została w zasadzie bez zmian.
Pisałem że okres średniowiecza pozbawiony był finezji w dziedzinie
podatków, ale i tu były wyjątki.
Takim właśnie innowatorem tego okresu był niejaki cesarz Fryderyk
Barbarossa. Ten, jak każdy szanujący się cesarz zajmował się podbijaniem świata, co jak wiadomo kosztuje.
Wymyślał więc nowe sposoby na zarabianie kasy.
Sprzedawał na przykład włoskim miastom prawo do budowania
murów obronnych czy też wprowadził opłaty za korzystanie z cesarskiego wiatru do napędu wiatraków.
Każdy kto ociągał się z płaceniem, był odwiedzany przez cesarza, który miał w zwyczaju zabierać w takie odwiedziny wielotysięczną armię.
Bywało, że władcy zapędzali się w inwencji podatkowej.
Taki na przykład Karol I Stuart zatracił w tej dziedzinie miarę. Przegiął wprowadzając podatek okrętowy, oraz dość skuteczny sposób egzekwowania podatków.
Normą też stało się było wtrącanie opornych do lochów, lub obcinanie
członków. W efekcie wdzięczni podatnicy też władcy coś obcięli, głowę mianowicie.
Nie znaczy to oczywiście że namawiam kogokolwiek do podobnych
działań, ale...
W sumie dało to gwarancje, że więcej w tej głowie nie ulęgną się podobne pomysły.
Rosja też miała pecha, że car Piotr I zapragnął zwiedzić cywilizowany świat.
Bardzo mu się tam podobało i po powrocie do Rosji, też zamyślił wprowadzić u siebie nowoczesność.
Na pierwszy ogień poszli bojarowie, którzy mieli głupi zwyczaj nosić długie brody co nijak się miało do nowoczesnego kraju.
Więc szybko wprowadzony został podatek na brody.
Potem było już z górki.
Pojawiły się podatki od okien i od drzwi, oraz od łaźni.
Skutek był prosty do przewidzenia.
Lud nieco śmierdział, ale w domach bez okien raczej tego nie było widać, choć łatwo było wyczuć węchem unikających podatków.
Powodem nakładania nowych podatków były również wojny, które ludzkość
prowadziła z dużym upodobaniem.
Wiadomo, wojny kosztują. Jednym z takich wynalazków wynikłym z wojny
prowadzonej pomiędzy Francją i Anglią, był właśnie podatek dochodowy.
Był on wynalazkiem Angielskim i wprowadzony został w 1798 na chwilę.
Chwila ta jak widać, trwa do dziś.
Wtedy rząd zabierał dziesiątą część dochodów powyżej 200 funtów. Przy średniej płacy 20 funtów miesięcznie, nie było to może bardzo dolegliwe, ale liczy się, że wyłom został stworzony.
Pobór tego podatku miał się zakończyć po bitwie pod Waterloo.
Wygląda więc na to, że bitwa ta trwa do dziś.
Z kolei jak mówią, naród najbardziej miłujący wolność, czyli USA, podatki
dochodowe ustanowił podczas wojny secesyjnej.
Nie był dolegliwy, bo płacił go około 1% społeczeństwa.
Zniesiono go też w roku 1872, ale tu rządzący szybko dostrzegli swój błąd i w roku 1894 wprowadzono go od nowa.
Co ciekawe, Sąd Najwyższy uznał, że jest on niezgodny z Amerykańską konstytucją, w odpowiedzi na co rząd wprowadził 16 poprawkę do konstytucji ipodatek ten stał się jak najbardziej legalny.
Jako, że jak mawiają amerykanie, wszystko co największe pochodzi z Ameryki, tak i w dziedzinie podatków też dzierżą oni rekord. W okresie II
Wojny Światowej stawka podatku dochodowego sięgnęła 94% i tego rekordu nikomu nie udało się pobić do dziś.
Może tak na szybko, co działo się w Polsce po odzyskaniu niepodległości w tej arcyciekawej podatkowej materii.
Otóż, największym problemem rządzących było ujednolicenie podatków.
Pamiętajmy, że odziedziczaliśmy ziemie po trzech zaborcach z których każdy miał inne dokonania w dziedzinie opodatkowania ludności.
I tak, po odzyskaniu niepodległości, odziedziczyliśmy między innymi takie
podatki: Podatek dochodowy, podatek od nieruchomości i majątku, akcyza naalkohol, energię elektryczną i mięso.
Co ciekawe, podatek dochodowy wahał się od 1 % do nawet 50%, ale kwota wolna od podatku, wynosiła 1500 zł, co w konsekwencji powodowało, że
pracownik wykwalifikowany zarabiający ówcześnie około 120 zł, podatku tegonie płacił.
Jako ciekawostkę warto podać, że istniał wtedy również bardzo fajny podatek,odziedziczony po zaborze austriackim, podatek od awansu, wynoszący 50%
różnicy w dochodach.
Ciekawym okresem z punktu widzenia podatków, był okres niemieckiej
okupacji Polski w latach 1939 1945.
Zwłaszcza ciekawym w kontekście czasów dzisiejszych, ale o tym za chwilę. Otóż, okupant nałożył na polaków drakońsko wysokie podatki, zresztą tak, jakmieli to w zwyczaju okupanci na podbijanych terenach.
Przyjrzyjmy się zatem, czym to Niemcy gnębili polskich podatników.
Obok zamieszczam tak zwaną kartę obrachunkową, czyli jak mówimy dziś,
pasek płacowy.
Co zatem ciekawego wyczytamy z tego dokumentu.
Otóż pani pracując w roku 1942, otrzymała wynagrodzenie łącznie 326 zł, oraz 32,60 zł premii.
Czyli zarobek wynosił 358,60 zł.
Łącznie wszystkich danin pani odprowadziła 48,90 zł, czyli z jej
wynagrodzenia zabrano 13,6% na wszystkie składki i podatek.
Pamiętajmy, cały czas, że to jest pracownik okupowanego kraju.
Co ma powiedzieć pracownik dziś, gdy musi oddać w różnych opłatach ponad 40% swojego wynagrodzenia? Co ciekawe, cały czas dzisiejsi „okupanci” twierdzą, że przecież obniżają podatki.
Ale na szczęście okres niemieckiej okupacji się zakończył i można było w końcu ulżyć ludowi pracującemu miast i wsi, jak wtedy ładnie mawiano.
Jedyna słuszna partia, robotniczo chłopska właśnie, (nie mylić z okresem dzisiejszym), poczynała sobie bardzo sprytnie i za czasów funkcjonowania PRL, pracownik nawet nie wiedział że płaci podatki od dochodu. Podatek od dochodu w wysokości 20% odprowadzał za pracownika zakład pracy.
Do perfekcji też komuniści opanowali wykorzystanie administracji podatkowej.Używana była głównie do walki ideologicznej z wszelkimi nieprawomyślnymi
elementami, a do takich jak wiemy, należeli przedsiębiorcy i cały prywatny rynek.
W tym przypadku wymiar podatku urząd skarbowy mógł określać
indywidualnie na postawie tak zwanych znamion zewnętrznych, czyli widzimisię urzędnika.
Funkcjonowało coś, co nazywało się domiarem i tu, cały wrogi element w postaci kapitalistów, był tym domiarem skutecznie eliminowany.
System podatkowy tamtego okresu nie przetrwał podobnie jak i system polityczny (choć tego akurat pewny nie jestem).
Jednak radosna twórczość fiskusa przetrwała a nawet rozwinęła się do nie znanych komunistom rozmiarów.
Już w 1993 odkryto w Polsce VAT, a wraz z wynalezieniem VAT, wynalezionorównież jego wyłudzanie.
Nieco wcześniej, bo w 1991 uświadomiono obywateli, że jednak podatki od dochodu trzeba płacić i wprowadzono tak zwany PIT, czyli podatek od dochodu właśnie.
Wprowadzono trzy progi podatkowe i tak było to: 20, 30 i 40 procent.
Wprowadzono również kwotę wolną od podatku w wysokości 4.320.000 zł, co przy ówczesnych średnich dochodach na poziomie 1.350.000 zł, było ulgą takmniej więcej 34 razy większą niż obowiązuje dziś.
Ponadto funkcjonowało wtedy bardzo dużo różnego rodzaju ulg podatkowych, co w konsekwencji powodowało, że podatek ten był, delikatnie mówiąc, mniej dolegliwy niż dziś.
Równocześnie i podatkiem PIT, pojawiły się zeznania podatkowe.
A musimy pamiętać, że ówcześnie nie było dostępu do komputerów i programów komputerowych, które sporządzają dziś rozliczenie za nas.
Jako, że pierwsze druki formularzy PIT liczyły 10 stron, więc „głowy rodzin” potrafiły spędzić wiele godzin zanim druk ten wypełniły (nie zawsze poprawniezresztą, bo nikt nie wiedział jak zaokrąglać te cholerne końcówki).
Bardziej leniwi "szczęśliwcy", zanosili formularze do znajomych księgowych, które chętnie rozliczały PIT znajomym, za drobną, nieopodatkowaną kwotę, oczywiście.
Na dziś, kwota wolna od podatku dla praktycznie wszystkich pracujących na
umowę o pracę, wynosi 30000zł, co nie jest kwotą szczególnie dużą, ale pamiętajmy, że do niedawna była dziesięciokrotnie mniejsza.
I w zasadzie na tym zakończę.
Nie mnie w sumie jako ignorantowi w tej dziedzinie dokonywać ocen, ale przyznać trzeba, nauka wynikająca z takiego drobiazgu, jak wypłata premii, jest całkiem ciekawa i pouczająca.
Sorry za długi tekst
Dariusz Zygmański